niedziela, 29 września 2013

Rozdział II "Sto osiemdziesiąt stopni"

Dziś wstawiam już drugi rozdział, ale opublikowanie trzeciego przewiduje koło czwartku, jeśli nie później. Muszę napisać ich kilka na zapas, żeby później nie mieć zaległości gdyby coś nagle wyskoczyło ;)
Dziękuję za miłe komentarze, które szczerze mówiąc bardzo mnie zmotywowały i życzę miłej lektury :D

               
               Wracając z całodniowego pobytu w galerii handlowej, naszła ją ochota na dobrą kawę i to w idealnym momencie, gdyż za rogiem kryła się mała kafejka, która sprzedawała najlepszą kawę pod słońcem. Ten niepozornie wyglądający lokal przystrojony bladoróżowymi firaneczkami i czerwonymi ceratami w kratkę powinien być już dawno sławny. Gdy wchodziła, rozległ się cichy dzwoneczek informujący o przybyciu nowego gościa.
                Z całą pewnością będzie mi się to później kojarzyło z czasami młodości - pomyślała.
                Kawiarenka była prawie pusta, nie licząc trzech osób, mianowicie starszego pana ubranego w błękitną koszulę zajadającego się kremówkami, jego wnuczka, który miał wielkie ciemne wąsy od gorącej czekolady i jej, niskiego przyjaciela Patricka, który stał dziś przy kasie. Rzuciła mu szybki uśmiech i podeszła do wysokiego, przetartego już krzesła obrotowego.
                - Co podać? – usłyszała, gdy tylko usiadła.
                - Hej, Patrick, to, co zawsze – odparła bez zastanowienia.
                - Skąd mam wiedzieć, co zawsze pijasz lub jadasz? –zapytał zdziwiony. - Nie znam wymogów wszystkich klientów.
                - Nie sądzisz, że po tak długiej znajomości powinieneś pamiętać?
                Chłopak spojrzał na nią krzywo błękitnymi oczami, wyczekując odpowiedzi.
                Westchnęła.
                - Dużą miętową na wynos.
                Podała mu przynależną kwotę i dodała napiwek do słoika z napisem „Zbieram na studia”. Oparła głowę o rękę i zastanawiała się, co też go ugryzło.
                Może ma gorszy dzień?
– zapytała się w myślach.
                Co prawda znała go od podstawówki i ani razu nie zdejmował uśmiechu z twarzy, no może poza okresem, w którym rozstał się Johnatanem. Teraz jednak nie miał chłopaka, a przynajmniej żadnym się nie chwalił.
                - Proszę bardzo, twoje zamówienie – obróciła się w stronę rozmówcy i odebrała od niego brązowy, papierowy kubek.
                - Dzięki – mruknęła i poczłapała w stronę drzwi.
                - Powinniśmy się kiedyś spotkać  – powiedział ciepło Patrick.
                - Widzieliśmy się w czwartek, co się takiego mogło wydarzyć w ciągu dwóch dni? – zapytała, ale nie dostała już żadnej odpowiedzi.
                Na dworze wyraźnie się oziębiło, w głębi duszy podziękowała sobie za ciepły napój. Mijała kolejne tak dobrze znane jej brooklyńskie sklepiki i wreszcie dotarła do domu. Spojrzała na okna i zobaczyła migoczący telewizor w dużym pokoju. Otworzyła zardzewiały już zamek od drzwi, krzyknęła rodzicom, że wróciła i wdrapałam się na górę. Rzuciła wszystkie rzeczy na łóżko i sprawdziła dawno nieodwiedzaną pocztę, gdy na schodach rozległy się odgłosy wchodzenia. Do pokoju wszedł tata a za nim schowana mama, która miała łzy w oczach.
                - Nie wiem, kim jesteś, ale w tej chwili opuść nasz dom – powiedział opanowanym głosem tata.
                - Co, dlaczego? –spojrzała się na mamę. – Mamo, wszystko w porządku?
                - Wynoś się stąd, złodziejko! – warknęła na cały głos, a Raven patrzyła się na nią przerażona.
                - Mamo, proszę, nie wygłupiaj się przecież to ja – była bliska załamania. – Powiedz mi, że to chory żart. Proszę.
                - Nasza córka umarła trzy lata temu! Nie wiem, jak się tu dostałaś, ale wyjdź z tego domu i wracaj do siebie nim zadzwonię po policję! – W głosie ojca słychać było gorycz i smutek, którego nigdy nie słyszała.
                Nie wiedziała, co się stało i jak do tego wszystkiego doszło. Oni po prostu nie rozpoznawali jej, albo nie chcieli. Zaczęła zastanawiać się w myślach, czy nie zrobiła czegoś głupiego, o czym mogliby się dowiedzieć, czy nie dowiedzieli się przypadkiem o jej małym sekrecie, ale nie mieli możliwości, była ostrożna.
                Nie pozostało jej nic innego jak przenocować u Lilian. Wzięła swoją torebkę, którą dostała od rodziców na urodziny modląc się o to, by były w niej jakieś pieniądze. Rozejrzała się ostatni raz po pokoju i nie zobaczyła na beżowej ścianie wiszącego nad małym łóżkiem kolaża ze zdjęciami.
                 Później wszystko działo się jak w przyśpieszonym tempie. Zarzuciła ciemnozieloną kurtkę i stojąc na schodkach spojrzała w smutne oczy mamy, szukając choć odrobiny współczucia, miłości, ale nie znalazłam nic, bo w tej chwili drzwi wejściowe zamknęły się przed nią z hukiem. Stała tak tam jeszcze przez chwilę, czując jak po jej policzkach płyną strumienie łez, a gdy obróciła się i spojrzała na drugą stronę ulicy, on wciąż tam stał i patrzył. Tym razem już nie na jej okno.
                Warknęła pod nosem z frustracji i pomaszerowała do Lili. Chyba tylko ona mogła jej teraz pomóc.
                Nie wiedziała, co się stało z Patrickiem i rodzicami, wiedziała tylko, że jej serce zostało mocno poturbowane.
                Co jeśli oni odkryli, co potrafię? Może najzwyczajniej na świecie się mnie boją, ale dlaczego mieliby mówić, że ich córka zmarła trzy lata temu! Nic nie rozumiem. Nic nie rozumiem! – jej myśli krzyczały.
                Minęła ostatnie drzewa rozciągające się po parku, w którym tyle czasu kiedyś spędzała z mamą i podeszła do budynku o delikatnie żółtych ścianach, którym był dom Lili. Nerwowo zadzwoniła parę razy dzwonkiem, modląc się by otworzyła, by okazało się, że jest w domu.
                Miała pod pewnym względem szczęście w nieszczęściu. Otworzyła jej mama i zawołała córkę. Gdy blondynka pojawiła się w drzwiach, rzuciła się jej na szyję, głośno przy tym szlochając.
                - Lilian nawet nie uwierzysz, co mi się przytrafiło! Rodzice, oni zapomnieli! Proszę Cię pomóż mi.
                Poczuła jak jej ciało się napina i nie oddaje w żaden sposób uścisku.
                - Przykro mi, ale ja Cię nie znam –spojrzała na nią zdezorientowana. – Może chcesz po kogoś zadzwonić?
                Stała w progu i patrzyła się na nią przerażona trochę dłużej niż powinna.
                Opanowała głos najlepiej jak potrafiła i odpowiedziała:
                - Nie, nie. Przepraszam za kłopot.
                I kolejne drzwi zamknęły się za Raven z głośnym uderzeniem. Wolno powłóczyła nogami, co chwilę się potykając o wystające płyty w chodniku sama do końca nie wiedząc, co powinna ze sobą zrobić.
                Dosłownie przed chwilą wyśmiała Patricka, co takiego mogło się stać przez dwa dni, a tymczasem nie potrzebowałam nawet dwóch godzin, by jej życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.
                Obróciła się, słysząc za sobą kroki i rozpoznała tak dobrze znaną jej sylwetkę nieznajomego obserwatora.
                Jeszcze jego mi tu brakowało! – pomyślała.
                Podeszła do niego bliżej, ale nie mogła dostrzec twarzy ukrytej pod kapturem.
                - No i czego się patrzysz!? Przyczepiłeś się jak rzep psiego ogona! Nie masz nic lepszego do roboty?! – wykrzyczałam do nieznajomego i w geście złości wyrzuciłam ręce w górę.
                W tym samym momencie latarnia nad nimi wybuchła. Nie obchodziło jej, czy zorientował się, iż to była jej sprawka. Po prostu odeszła, zostawiając go samego.

                                                                                       ***

            -
Jak to pozwoliłeś jej odejść?! – wydarł się, a jego głos niosło po całej pustej sali. – Prosiłem cię o jedną rzecz! „Sprowadź dziewczynę”, a ty nagle okazujesz słabość?!
                - To nie była słabość tylko obawa o własne życie – powiedział z przekąsem. – Mogła mnie zabić. Może nawet z premedytacją! Miałem na to pozwolić, bo akurat miała gorszy dzień i nie panowała nad sobą?!
                - Nie zapominaj, że to ty zaproponowałeś metodę, dzięki której miała ten swój gorszy dzień! – dał tak wyraźny nacisk na dwa ostatnie słowa, że aż zahuczało mu w uszach. – Może powinienem był dać tę sprawę twojemu bratu, on przynajmniej…
                - NIE! – przerwał mu. – Doskonale wiesz, że ma za duży sentyment do ludzi, nie poradzi sobie.
                - Przypominam ci, że tobie też póki co nie wyszło zbyt dobrze.
                - Uwolniła się od rodziny! Będzie mogła robić to, co kocha…
                - Może kogoś skrzywdzić! –upierał się przy swoim.
                - Nie powiedziałem, że nie spróbuję raz jeszcze. Po prostu dam jej trochę czasu –westchnął. – Poza tym jakoś przez te siedemnaście lat sobie radziła i nikomu nic się nie stało.
                - Dosyć! Daję ci dwa midgardzkie lata i ani dnia dłużej. Zrozumiałeś? – dodał już spokojniej.
                - Tak, zrozumiałem.           

4 komentarze:

  1. Hej. A więc chciałaś abym wpadła. Szczerze bardzo mi się nie chciało, ale postanowiłam przełamać się. Przeczytałam pierwszy rozdział i po nim dostałam fazera :D Dobrze, że tak szybko dodałaś :3 Bardzo spodobał mi się twój styl pisania, jest genialny, no i to jak przedstawiasz bohaterów. Także czekam do czwartku i zapraszam do mnie na już II rozdział. Liczę na opinię, a oto zachęta:

    - Dzień dobry – przywitałam się, może i zwrotem grzecznościowym, jednak brzmiącym niczym obelga. Nic nie odparł, zwyczajnie mnie zignorował. No tupet to ten facet miał. – Dzień dobry – prawie krzyknęłam. Dopiero wtedy zalała mnie fala oceanu, mieszczącego się w oczach pierworodnego syna Giuseppe. W nich spostrzegłam pogardę.
    - Witaj – odchrząknął. Westchnęłam głośno. Dlaczego sytuacja nie mogła się obrócić? Och, gdybym to ja dostała okazje oglądania bruneta wycieńczonego dwudniową robotą.
    ***
    - Kto tu jest!? – wrzasnęłam hardo, a echo rozniosło się po wyludnionej ulicy. I wtem, ni stąd, ni z owąd jakaś silna postać przygwoździła mnie plecami do muru. Moje powieki zostały zatrzaśnięte, tak mocno, iż mimo licznych starań uchylić ich nie potrafiłam.

    ***

    - Ale, przecież … Gdzie on jest?! – wrzasnęłam.
    - Pójdziesz go ratować jeśli ci powiem…. – skinęłam głową na znak zrozumienia.

    ***
    http://i-got-lost-on-my-way.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Uff. Zdążyłam. :D
    I jestem. No i.....
    O mamuniu! Ostatni fragment... <3
    Już wiem, że w tej sprawie maczał palce Loki. No wiedziałam od razu. I kolejna biedna osóbka będzie mu potrzebna do realizacji swego iście szatańskiego planu. :(
    Ach, biedna Raven. Biedna...
    A swoją drogą bardzo podoba mi się imię Raven, więc tu trafiłaś w dziesiątkę. I za to masz u mnie kolejnego plusa!

    No dobrze. Nie dopatrzyłam się żadnych błędów, ale poćwicz trochę z opisem otoczenia bo dajesz za mało szczegółów i nie mogłam sobie jakoś wyobrazić np. scenki w kawiarence. :)
    Ale tak jest świetnie.

    Matko Boska, ja idę uczyć się francuskiego bo jutro już pierwsza kartkówka z tego języka a dopiero zaczynam się go uczyć więc lepiej dobrze wystartować. :)

    Pozdrawiam serdecznie!
    Stella.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż to moje piękne oczy widzą ? xD Powiem ci tak : po przeczytaniu tego rozdziału cieszę się, że jednak zaczęłam go czytać. Podoba mi się twój styl pisania, no i ciągle się coś dzieje. Nie ma żadnych nudnych scen, w każdym bądź razie ja tak owych nie wychwyciłam.
    Mmmm... Dwa lata, tak ? Nie źle się zapowiada :D
    No i co to znaczy, że ona jest niby niebezpieczna ? o.O
    Jak czytałam ten rozdział to w tym momencie, kiedy jej rodzice ją oskarżyli o bycie złodziejką mówię sobie : " Kurdę... Czy ja coś przegapiłam ?" i właśnie zaczęło mnie to zastanawiać... Ta moc Raven... Btw fajne imię xD... Ale wracając - trudno mi teraz ogarnąć o co chodzi z jej mocą, jak to możliwe, że nagle minęły trzy lata, a ona nic nie wie ? Może rzeczywiście umarła i odrodziła się z tą samą, pamiętającą wszystko duszą i... Ale jeszcze ta lampa... Kurcze no to jest skomplikowane xD
    I w pewnym stopniu dlatego bardzo chcę czytać dalej twoje opowiadanie :) Już pomińmy fakt, że bardzo dobrze piszesz i że ten blog jest o Lokim xD
    Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością.
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :
    cornersee.blogspot.com
    Weny !

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam!
    Nic nie rozumiem... jakim cudem w pierwszym rozdziale wszystko było... normalne, a teraz.. nikt jej nie pamięta. Nie mogę tego pojąć, ale to właśnie sprawia, że chcę czytać dalej :D
    I ten jej sekret.... nie wiem jaki jest, ale muszę się dowiedzieć :)
    Świetny rozdział ! :D
    P.S zapraszam do mnie http://psychiclovemaggie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz. To wiele dla mnie znaczy ;)