Zerwała
się z łóżka jak poparzona i dobiegła do biurka, wyłączając budzik. Przetarła
oczy i stwierdziła, że nie pamięta jak trafiła do łóżka. Musiałam być bardzo zmęczona.
Spojrzała na swoje dresy i sen wrócił jak deja vu. Żołądek podszedł jej do gardła i niechętnie rozejrzała się po pokoju. Ostatni raz, gdy śnił się jej wielki kruk o czerwonych oczach, bezczelnie ją wyśmiewający, straciła wszystko, na czym jej zależało.
Poczłapała do szyby i wyjrzała, nic tym razem nie otwierając, bowiem na zewnętrznym parapecie leżało jedno niby nieszkodliwe piórko, którego wolała więcej nie podnosić.
Dzień w pracy nie mijał Raven jakoś nadzwyczajnie, choć fakt, iż nie widziała jeszcze Johnatana, mocno ją zdziwił. Szła właśnie omówić wybrane fotografie, ale w połowie drogi napatoczyła się Kasandra. Chciała ją ominąć, lecz zastawiła jej drogę. Zadarła głowę, którą przez cały czas miała spuszczoną i spojrzała w jej brązowe, mocno wymalowane oczy. Uśmiechnęła się tylko kpiąco i poczekała aż wszyscy obecni zwrócą na nie uwagę. Nie trwało to długo i po chwili wszystkie oczy były zwrócone w ich stronę.
- Witaj! Jak Ci się pracuje, słoneczko? – zapytała z udawaną słodyczą w głosie.
- Jak do tej chwili całkiem nieźle – mruknęła pod nosem. – Mogłabyś zejść mi z drogi?
- Och, przepraszam, naprawdę. Chciałam tylko zobaczyć Twoje zdjęcia. – Zrobiła minę zbitego psiaka wypracowaną do perfekcji, a dziewczyna podała jej odbitki. – Widzisz, nawet nie zauważyłam, że fotografia potrzebuje takiej precyzji, a przy Twoich niestabilnych rączkach to chyba aparat odwala największą robotę.
Prychnęła i poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
- Rav, odpuść – usłyszała miękki głos. – Nie warto.
Johnatan odciągnął dziewczynę od tłumu aż do swojej pracowni na końcu korytarza. Usiadła na jednym z plastikowych, białych krzeseł, obejmując nogami oparcie i wyjrzała przez okno. Blondyn obserwował ją uważnie, przechadzając się w jedną i drugą stronę pracowni, która była wyjątkowo mała, gdyż musiała pomieścić dziesięć wózków z ubraniami, szerokie ciemnobrązowe biurko kilka krzeseł oraz manekinów.
- Chcesz się czegoś napić? – zapytał głosem pełnym troski.
Pokręciła przecząco głową.
- Zapomnij o tej zołzie, przecież wiesz, jaka jest. – Niestety miał rację, wiedziała, ale nie sądziła, że przekona się o tym na własnej skórze. –Okej, zmieńmy temat. Widziałem, jak wczoraj wsiadałaś do taksówki z niesamowicie przystojnym blondynem. Dał Ci swój numer?
Uśmiechnęła się na wspomnienie wczorajszego dnia i odpowiedziała lakonicznie:
- Nie.
- Nie?
- Nie –powtórzyła.
- A może Ty dałaś mu swój? – Popatrzył na nią z nadzieją.
- Również nie.
- Dziewczyno, co z Tobą nie tak?! Takie ciacha nie leżą na ulicy i nie czekają, aż ktoś je podniesie. – nakrzyczał na nią głosem pełnym wyrzutów. –Może jeszcze mi powiesz, że Ci się nie podobał?!
- Podobał, nawet bardzo – odpowiedziała rozmarzonym głosem.
- Niech zgadnę, dostałaś gęsiej skórki, a Twoje serce tańczyło kankana?
- Odebrało mi mowę – uściśliła.
Zaśmiał się, a Raven potrząsnęła głową, myśląc o potężnym blondynie z niesamowitymi oczami…
I o jego szorstkim głosie.
- Okej. Koniec – stanowczo stwierdził Johnatan. – Naprawdę musisz znaleźć sobie faceta.
- Oj, proszę Cię – jęknęła. – Przecież nie robię nic skandalicznego.
- Twoja głupia, rozmarzona mina, gdy tylko o nim wspomniałem, mówi za siebie – powiedział, podsuwając jej jeden ze swoich manekinów. – Przywitaj się z Ettienem. Nie jest idealny, ale to najlepsze, co mogę wykombinować w tak krótkim czasie.
- Nie masz nic przeciwko jeśli wcześniej wyjdę z pracy?
- Nie, nie przejmuj się, jakoś Cię usprawiedliwię. – Puścił do niej oczko. – Należy Ci się.
- Jesteś wielki! – Ucałowała go w policzek i wybiegła z pracowni. Szybko schodząc po schodach, starała się na nikogo nie wpaść, ani nie zostać po raz drugi zatrzymana przez blond ucieleśnienie zła.
Gdy dobiegła do drzwi, odetchnęła z ulgą. Zwalniając krok, chciała przejść przez ulicę i w tym momencie z ucha wypadło jej srebrne koło, którego zapięcie zawsze się otwierało. Kucnęła, podnosząc zgubę i wtedy powrócił jej koszmar. Na drugiej ulicy stał on, jak gdyby nigdy nic patrzył się na dziewczynę z pełnym satysfakcji uśmieszkiem. Rozpoznała go po sylwetce, sposobie stania, a od teraz mogła rozpoznać go także po twarzy, gdyż nie zasłonił jej kapturem. Stała i patrzyła na jego szczupłe oblicze w kształcie trójkąta okalaną kruczoczarnymi włosami gładko zaczesanymi do tyłu, na końcach zwijającymi się w delikatne loczki i jego soczysto zielone oczy, których kolor było doskonale widać nawet stąd. Widziała, jak jego uśmiech powoli znika, a ona czuła tylko wszechogarniające ją przerażenie. Strach, którego nie mogła powstrzymać, bo paraliżował nawet najmniejszy mięsień jej ciała. Nie słyszała, jak ludzie coś do niej krzyczą i nie słyszała tego, jak nadjeżdżające w jej kierunku z zawrotną prędkością auto trąbi. Nie usłyszała, bo liczyła sekundy, aż obudzi się z kolejnego koszmaru. Nic takiego nie nastąpiło i nie ruszyła się nawet o milimetr.
Spojrzała na swoje dresy i sen wrócił jak deja vu. Żołądek podszedł jej do gardła i niechętnie rozejrzała się po pokoju. Ostatni raz, gdy śnił się jej wielki kruk o czerwonych oczach, bezczelnie ją wyśmiewający, straciła wszystko, na czym jej zależało.
Poczłapała do szyby i wyjrzała, nic tym razem nie otwierając, bowiem na zewnętrznym parapecie leżało jedno niby nieszkodliwe piórko, którego wolała więcej nie podnosić.
Dzień w pracy nie mijał Raven jakoś nadzwyczajnie, choć fakt, iż nie widziała jeszcze Johnatana, mocno ją zdziwił. Szła właśnie omówić wybrane fotografie, ale w połowie drogi napatoczyła się Kasandra. Chciała ją ominąć, lecz zastawiła jej drogę. Zadarła głowę, którą przez cały czas miała spuszczoną i spojrzała w jej brązowe, mocno wymalowane oczy. Uśmiechnęła się tylko kpiąco i poczekała aż wszyscy obecni zwrócą na nie uwagę. Nie trwało to długo i po chwili wszystkie oczy były zwrócone w ich stronę.
- Witaj! Jak Ci się pracuje, słoneczko? – zapytała z udawaną słodyczą w głosie.
- Jak do tej chwili całkiem nieźle – mruknęła pod nosem. – Mogłabyś zejść mi z drogi?
- Och, przepraszam, naprawdę. Chciałam tylko zobaczyć Twoje zdjęcia. – Zrobiła minę zbitego psiaka wypracowaną do perfekcji, a dziewczyna podała jej odbitki. – Widzisz, nawet nie zauważyłam, że fotografia potrzebuje takiej precyzji, a przy Twoich niestabilnych rączkach to chyba aparat odwala największą robotę.
Prychnęła i poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń.
- Rav, odpuść – usłyszała miękki głos. – Nie warto.
Johnatan odciągnął dziewczynę od tłumu aż do swojej pracowni na końcu korytarza. Usiadła na jednym z plastikowych, białych krzeseł, obejmując nogami oparcie i wyjrzała przez okno. Blondyn obserwował ją uważnie, przechadzając się w jedną i drugą stronę pracowni, która była wyjątkowo mała, gdyż musiała pomieścić dziesięć wózków z ubraniami, szerokie ciemnobrązowe biurko kilka krzeseł oraz manekinów.
- Chcesz się czegoś napić? – zapytał głosem pełnym troski.
Pokręciła przecząco głową.
- Zapomnij o tej zołzie, przecież wiesz, jaka jest. – Niestety miał rację, wiedziała, ale nie sądziła, że przekona się o tym na własnej skórze. –Okej, zmieńmy temat. Widziałem, jak wczoraj wsiadałaś do taksówki z niesamowicie przystojnym blondynem. Dał Ci swój numer?
Uśmiechnęła się na wspomnienie wczorajszego dnia i odpowiedziała lakonicznie:
- Nie.
- Nie?
- Nie –powtórzyła.
- A może Ty dałaś mu swój? – Popatrzył na nią z nadzieją.
- Również nie.
- Dziewczyno, co z Tobą nie tak?! Takie ciacha nie leżą na ulicy i nie czekają, aż ktoś je podniesie. – nakrzyczał na nią głosem pełnym wyrzutów. –Może jeszcze mi powiesz, że Ci się nie podobał?!
- Podobał, nawet bardzo – odpowiedziała rozmarzonym głosem.
- Niech zgadnę, dostałaś gęsiej skórki, a Twoje serce tańczyło kankana?
- Odebrało mi mowę – uściśliła.
Zaśmiał się, a Raven potrząsnęła głową, myśląc o potężnym blondynie z niesamowitymi oczami…
I o jego szorstkim głosie.
- Okej. Koniec – stanowczo stwierdził Johnatan. – Naprawdę musisz znaleźć sobie faceta.
- Oj, proszę Cię – jęknęła. – Przecież nie robię nic skandalicznego.
- Twoja głupia, rozmarzona mina, gdy tylko o nim wspomniałem, mówi za siebie – powiedział, podsuwając jej jeden ze swoich manekinów. – Przywitaj się z Ettienem. Nie jest idealny, ale to najlepsze, co mogę wykombinować w tak krótkim czasie.
- Nie masz nic przeciwko jeśli wcześniej wyjdę z pracy?
- Nie, nie przejmuj się, jakoś Cię usprawiedliwię. – Puścił do niej oczko. – Należy Ci się.
- Jesteś wielki! – Ucałowała go w policzek i wybiegła z pracowni. Szybko schodząc po schodach, starała się na nikogo nie wpaść, ani nie zostać po raz drugi zatrzymana przez blond ucieleśnienie zła.
Gdy dobiegła do drzwi, odetchnęła z ulgą. Zwalniając krok, chciała przejść przez ulicę i w tym momencie z ucha wypadło jej srebrne koło, którego zapięcie zawsze się otwierało. Kucnęła, podnosząc zgubę i wtedy powrócił jej koszmar. Na drugiej ulicy stał on, jak gdyby nigdy nic patrzył się na dziewczynę z pełnym satysfakcji uśmieszkiem. Rozpoznała go po sylwetce, sposobie stania, a od teraz mogła rozpoznać go także po twarzy, gdyż nie zasłonił jej kapturem. Stała i patrzyła na jego szczupłe oblicze w kształcie trójkąta okalaną kruczoczarnymi włosami gładko zaczesanymi do tyłu, na końcach zwijającymi się w delikatne loczki i jego soczysto zielone oczy, których kolor było doskonale widać nawet stąd. Widziała, jak jego uśmiech powoli znika, a ona czuła tylko wszechogarniające ją przerażenie. Strach, którego nie mogła powstrzymać, bo paraliżował nawet najmniejszy mięsień jej ciała. Nie słyszała, jak ludzie coś do niej krzyczą i nie słyszała tego, jak nadjeżdżające w jej kierunku z zawrotną prędkością auto trąbi. Nie usłyszała, bo liczyła sekundy, aż obudzi się z kolejnego koszmaru. Nic takiego nie nastąpiło i nie ruszyła się nawet o milimetr.
Oh my Gods... Dlaczego nie skomentowałam ci tamtego rozdziału ?! Grr... głupia Lola. Muszę się wziąć w końcu w garść xD
OdpowiedzUsuńTo już tutaj ci skomentuję ten i poprzedni rozdział ok ? ;)
No to 4 :
Thor... Spotkała Thor'a... Okey. Przeżyję xD Nie no super, bo on jest taki sympatyczny iw ogóle xD
Rozmowa jak się domyślam, Odyna, Thor'a i Loki'ego hm ? xD
A ta ostatnia scenka, wydawała się być taka... Straszna. Tak to dobre słowo... Pod koniec rozdziału liczyłam na to, żeby to był sen, atu co widzę w 5? xD
A co do samego 5 to :
Johnatan <3 uwielbiam tego gościa xD jest taki szczery i mądry i w ogóle, a z tym manekinem to już naprawdę geniusz ^^
Gods jak ja się cieszę, że ta cała sytuacja z krukiem okazała się snem < uffff >
A ostatnia scena - dobry opis nie jest zły ;)
Ogółem fajnie piszesz i podoba mi się akcja (no nie licząc tej zołzy Kasandry... Nie lubię jej xD ) i cały czas jestem ciekawa co będzie dalej. Tak wątpliwie zakończyłaś ten rozdział... Zostawiasz nas wszystkich z tą niepewnością... Z pytaniami : co się stanie dalej? Jaka będzie następna reakcja ?
Kurde no... Pisz szybko kolejny :)
Pozdrawiam, czekam na następny rozdział i zapraszam do siebie :
http://cornersee.blogspot.com/
Weny ! :*
Hah, no cóż. Ja nie mam za dobrych przeżyć z krukami, więc nie zamierzam oszczędzać głównej bohaterki.
UsuńTak, tak to zdecydowanie ich rozmowa, nie ma to jak przyjemne, rodzinne narady :D
Grrrr Kasandra ;/ Też jej nie lubię haha nie będę za dużo zdradzać, ale jeszcze się trafi dla niej chwilka sławy :)
Dziękuję za komentarz i Ty też się tam spręż z nowym rozdziałem :P Myślisz, że nie czekam?
Pozdrawiam
Embers
Ehehehehe xD
UsuńKasandra.... Nie ! Tylko nie ona ! Ale Johnatana chętnie bym poczytała xD
Tak tak wiem może jeszcze w tym tygodniu coś dodam... Ale tym czasem zapraszam na nową ocenialnie, którą założyłyśmy z jedną koleżanką, dopiero zaczynamy, więc zapraszam :
jeszczenieznane.blogspot.com
Weny ! :*
No. W końcu znalazłam odrobinkę czasu wolnego krążąc pomiędzy szpitalem, szkołą a domem. Coś okropnego, nie życzę tego nikomu...
OdpowiedzUsuńNo dobrze. Przejdźmy do rzeczy. Rozdział: GENIUSZ!
Nic dodać, nic ująć. Ale mnie wystraszyłaś. :D
A Johnatan jest bezbłędny! Pokochałam kolesia od pierwszego przeczytania. :D
Jest taki słodki, że ach! <3
No i ten, tego. U mnie znajdziesz notatkę z wyjaśnieniem i przeprosinami. :(
Pozdrawiam serdecznie!
Stella.
Ahh, powodzenia Stello !! Będzie dobrze :)
UsuńHehe co wy macie z tym Johnatanem to nie wiem, ale to gorzej dla mnie, bo jest coś za co mnie znienawidzicie w przyszłych rozdziałach :D *złowieszczy śmiech mode on*
Pozdrawiam
Embers
Niezly fakna scena wypadku. Sorry ze moje komenyatze krotkie ale pisze z tel. Obiecuje poprawe xd lena max
OdpowiedzUsuń